poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 18

Lea westchnęła cicho, chcąc odsunąć się od Andrew, jednak ten złapał ją delikatnie za dłoń.
- Wybaczysz mi?- Zapytał ze skruchą, która nie pasowała do jego osoby.
- Nic mi przecież nie zrobiłeś. - Odparła próbując się uśmiechnąć.
Dziewczyna nie rozumiała już niczego. Kiedyś... kiedyś myślała, że jej życie ma określony cel, a po drodzę nie może jej sie nic już przytrafić... Nic czego by nie rozumiała.
Andrew pierwszy się ruszył. Podszedł do Swojego biurka i wyciągnął jedwabną szmatke w którą zawinął jeden z kamieni.
- Za cztery dni, odbędzie się bal, przywódcy wszystkich plemion które do nas dołączyły przybędą. Ty również jesteś na niego zaproszona.- Powiedział, wręczając Lea'i zawiniątko.- Lepiej, jeśli ten jeden będzie przy Tobie. Wiele rzeczy może się jeszcze wydarzyć. Zdrajcy są na każdym kroku, musisz uważać.- Dodał po chwili. Był jakiś inny... Milszy, spokojniejszy. Lea zdziwiona była tą nagłą zmianą, jednak nie chciała tego komentować. To nie była jej sprawa.
Siedziała już godzinę na sofie, trzymając ciepły od jej dłoni kamień. Słuchała nowych odkryć Andrew, które tak naprawdę prowadziły go w całkiem przeciwnym kierunku niż powinny, a ona milczała nie chcąc zdradzać tajemnic które do dnia ostatecznego powinny zostać w ukryciu. Szkoda jej było mężczyzny, który poświęcił większość Swojego życia na poszukiwanie, czegoś czego i tak nigdy nie odnajdzie.
Uważnie przyglądała mu się, uśmiechając się za każdym razem gdy ten przeczesywał włosy swoimi wyjątkowo chudymi palcami. Robił to wyjątkowo często, co mogło wydawać się być zabawne.
Jego głos był przyjemny Lea chciała go słuchać godzinami.
Andrew i Will zdecydowanie nie wyglądali jak rodzeństwo.
Pomimo tego, iż to Will był obiektem westchnień większości kobiet tutaj, to właśnie Andrew zdawał się być ciekawszy od niego. Jego zmienne zachowania były zagadką dla Lea'i.
Will był przewidywalny, przy tym nudny.
- Powiedz mi kim jesteś.- Wyrwał ją z rozmyślań Andrew.
- Wydaje mi się, że już wyjaśniałam.
- Dlaczego Cassandra tak bardzo Cię nienawidzi?
- Posiadam coś, co ona chciałaby mieć.- Powiedziała cicho, uśmiechając się tajemniczo.
- Zastanawia mnie jedno. Skoro twierdzisz, że Medium nie żyję, to dlaczego wciąż próbujesz odnaleźć Upadłego? Przecież tylko Medium może go pokonać.- Dodała
- Słuszna uwaga. Niczego w życiu nie można być pewnym na sto procent. Wiesz, nadzieji nigdy nie powinno się porzucać. Być może Medium, siedzi właśnie przedemną i wpatruje się we mnie Swoimi zielonymi oczami?- Powiedział, a Lea zmarszczyła brwi z zaciekawieniem. - A może, mieszka gdzieś w lesie otoczona swymi wilkiami.- Dodał zanim Lea zdarzyła zareagować na jego słowa.
Kiedy zdawało się już, że Andrew nie ma nic już do powiedzenia, dziewczyna wstała i poprawiła swoją sukienkę. Kiedy szła w kierunku drzwi stało się coś niespodziewanego.
Jego ciepłe dłonie na jej chudych ramionach. Przerażający błękit jego oczu...
Przez chwilę stali, wpatrując się w Siebie i nic się liczyło, jakby czas się zatrzymał. Ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku, a ciepło bijące od ciała Andrew było przyjemne. Lea nie mogła wykonać żadnego ruchu. Była sparaliżowana.
- Dlaczego?- Zapytała w końcu cicho, wracając do rzeczywistości, tkwiąc w ramionach Andrew.
- Od dawna chciałem to zrobić. - Wyszeptał.
Lea poczuła coś dziwnego... I bała się tego uczucia bardziej, niż jakiego kolwiek uczucia wcześniej.
Westchnęła wyrywając się z jego objęc i bez słowa wyszła z pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz