sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 15

Poranek, okazał się dla Lea'i czymś okropnym. Głowa bolała ją niemiłosiernie- co prawdopodobnie spowodowane było tym, że długo spała. To co teraz dla dziewczyny było porankiem, tak naprawdę było popołudniem. Nikt jednak jej nie budził, Andrew dał jej wolną rękę. Mogła robić wszystko, co chciała. No, prawie wszystko.
Lea nie chętnie wysunęła się spod ciepłej kołdry, kładąc stopy na chłodnej drewnianej podłodze. Zmrużyła oczy, kiedy ostre promienie słoneczne zalały jej twarz.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jej platynowe, falujace się włosy opadły na jej smukłe ramiona.
Jej skóra była wręcz biała. Idealnie zielone oczy i czerwone usta nie pasowały do tego. Mimo tego, iż dziewczyna była wyjątkowo chuda, miała piękne kobiece kształty.
Po szybkim prysznicu, ubrała na siebie czarna koronkową bieliznę, oraz granatową suknie, która odsłaniała jej ramiona i dekolt.
Kiedy miała wyjść z pokoju pod drzwiami zauważyła list. Sięgnęła po niego i otworzyła go bez problemu. List był napisany na grubym, starym papierze, pięknym charakterem pisma.

               Droga Lea'o
   Nie zwykłem pisać listów, jednak ten jedyny raz zrobię wyjątek.
  Spełnię Twoją prośbę. Jednak nie możesz opuszczać bram zamku. To chyba dla Ciebie nie jest  problemem?
Co do książek które chciałaś. Na pierwszym piętrze, na końcu korytarza znajdują się ogromne dębowe drzwi. Za nimi odnajdziesz to, czego Sobie zażyczyłaś. Suknie, prawdopodobnie już wiszą w Twojej szafie.
Jest jedno ale... Musisz mi to wynagrodzić. Mam wiele pytań, na które wiem, że znasz odpowiedź.
Bądź w moim pokoju o 20. Będę czekał.
  Miłego korzystania z "wolności".
           Andrew.

Oczywiście, Lea spędziła cały dzień w ogromnej bibliotece, czytając książkę, która jako pierwsza wpadła w jej ręce. Zanim wróciła do żywych, była już 21. W pośpiechu pobiegła do pokoju Andrew. Zdyszana cicho weszła do pokoju. Mężczyzna stał przy oknie, tyłem do drzwi.
- Przepr...- Chciała powiedzieć Lea, jednak Andrew jej przerwał.
- Nienawidzę nie punktualnych ludzi.- Wycharczał, powstrzymują swój gniew. - Usiądź lepiej na sofie i nie odzywaj się nie pytana. - Rozkazał, a Lea wykonała to.
- Jestem blisko odnalezienia Upadłego. Jednak... brakuje mi jednego elementu. Kim ty jesteś w tej całej historii, Lea'o?- Dziewczyna wstrzymała oddech. Czyżby wiedział?
- Jestem nie pasującym elementem... - Odpowiedziała za szybko. Każdy głupi domyśliłby się, że to kłamstwo.
- Co wydarzyło się wtedy w obozie? Czy ty ożywiłaś tego wilka?
- Nie...
- Skąd wzięły się blizny na twoich plecach?
- Twoje pytania nie dotyczą w żaden sposób Upadłego.
- Nie odpowiedziałaś na żadne moje pytanie. Kim ty jesteś do cholery?! - Wykrzyczał Andrew w końcu, patrząc prosto w oczy Lea'i.
- Nie musisz na mnie krzyczeć, nie jestem Monicą. Nie dziwię się jej, że nie chciała z tobą żyć. - Powiedziała Lea, wstając z sofy. Andrew podszedł do niej i uderzył ją w twarz.
Dziewczyna upadła z powrotem na sofę, patrząc na niego przerażona, przykładając drżącą dłoń do policzka. Jedna łza spłyneło po drugim policzku. Andrew  przeczesał włosy.
- Nie będę się z Tobą bawił. Tak będą kończyły się Twoje wypowiedzi nie dotyczące tego, o co pytam. Nie interesuję mnie to, że jesteś kobietą. - Powiedział podniesionym głosem.
- Ona nie kochała mnie, ponieważ mój cholerny braciszek zamieszał jej w głowie. I Tobie chyba też.- Dodał poprawiając swoją koszule, z powortem podchodząc do okna.
- Na nic więcej Cię nie stać?- Zapytała drżącącym głosem. Zaśmiała się, aby zabrzmiało to bardziej pewnie. Andrew milczał próbując opanować emocję.
- Tak myślałam. Ucieczka w milczenie. Idziesz w moje ślady. - Powiedziała siadając prosto na sofie, poprawiając sukienkę. Jej policzek zalany był czerwienią i wciąż bolał, jednak ona nie rozbiła Sobie z tego nic.
- Dlaczego Cassandra podaję się za Medium?- Zapytał w końcu po długiej chwili milczenia, poświęconego na uspokojenie się.
- Skąd nagle ta pewność iż jest oszutką? Wcześniej miałeś tylko podejrzenia.
- Po prostu wiem. Myślę, że prawdziwa Medium nie żyję. Odnalazłem pewne podanie.
- Jakie podanie?- Zaciekawiła się Lea, a w jej oczach pojawił się dziwny błysk.

środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 14

Kiedy Lea miała kłaść się już spać, do jej pokoju rozległo się ciche pukanie. Uchyliła drzwi i ujrzała Will'a.
- Nie przeszkadzam?- Zapytał cicho, jak zwykle uśmiechając się uroczo.
- Nie, wejdź. - Odparła wypuszczając go do środka.
Will miał na sobie długi czarny płaszcz.
- Nie masz może ochoty na małą "wycieczke"? - Zapytał cały czas się uśmiechając. Było w nim coś innego, niż we wszystkich mężczyznach których do tej pory spotkała Lea. I chyba wiedziała co: pomimo tego iż wojna wisiała w powietrzu, on zachował pogodę ducha.
- Zależy, gdzie chcesz mnie zabrać.- Zaciekawiła się Lea, również się uśmiechając.
Plan Will'a wyglądał następująco:
Mieli wymknąc się z zamku niezauwazeni i udać się do "magicznego" miejsca, jak to ujął Will. Oczywiście, wszystko poszło jak z płatka, ponieważ mężczyzna znał wiele tajnych przejść dzięki którym udało się im wyjść niezauważalne.
Na dworze było wyjątkowo ciepło jak na wczesną wiosne. Will trzymał Lea'e za dłoń kiedy przeciskali się między drzewami. Szli długo, ale kiedy dotarli na miejsce Lea zaniemówiła. Była to wielka leśna polana, którą przecinała rzeka. Milardy gwiazd migotało nad nimi, co właśnie dawało taki niesamowity efekt.
- Podoba Ci się? - Zapytał stając blisko niej, wciąż trzymając jej dłoń.
- Nigdy nie widziałam tak wielu gwiazd, jakim cudem, skoro...- Nie dokończyła. Will jak i Andrew mieli wspólną ceche, lubili przerywać komuś wypowiedź.
- Dlatego właśnie, to miejsce jest Magiczne.- Wyszeptał przyglądając się jej. Lea ruszyła w głąb polany. Trawa sięgała jej pasa, jednak im bliżej była rzeki, tym trawa była niższa. Gdzieś w oddali zabrzmiało smutne wycie wilków. Lea odwróciła się w stronę z której dobiegało wycie. Kochała ten dźwięk. Tęskniła za tym bardziej, niż za wolnością, beztroską. Nikt nigdy nie był wstanie zrozumieć jej miłości do tych stworzeń.
- Nie jest Ci zimno?- Zapytał Will niszcząc tą chwilę zadumy Lea'i.
- Nie...- Odpowiedziała. Miała na sobie jedynie sweter i spodnie, które udało jej się znaleźć w szafie między sukniami. Kiedy odpowiedziała, zdała Sobie sprawę z tego, że drży. Will zaśmiał się cicho pod nosem, po czym zdjął Siebie swój długi płaszcz i położył go na ramionach dziewczyny.
- Tobie się bardziej przyda. Wyszeptał na jej ucho stojąc za nią.
- Dziękuję. Czy przyprowadzasz tutaj każdą napotkaną kobietę?
- Nie. Jesteś jedną osobą, której pokazałem to miejsce.
- Dlaczego? - Zapytała Lea'a, a Will milczał chwilę.
- Jesteś inna niż wszystkie znane mi kobiety... Tylko ty zasługujesz na bycie tutaj teraz ze mną. - Odparł cicho, po czym dodał. - Cała ta Twoja otoczka tajemniczości sprawia, że każdy mężczyzna może być Twój, a inteligencja sprawia, że jesteś niesamowicie... pociągająca.- Lea nie odpowiedziała. Westchnęła cicho jedynie. Jej milczenie można było odebrać na tysiace sposobów.
- Czy przez ostatnie lata, do was Rebeliantów wystąpiły jakieś poboczne plemienia, które niegdyś były nie zrzeszone? - Zapytała Lea chcąc zmienić temat.
- Owszem...- Odparł Will sprawiając wrażenie zawiedzionego jej pytaniem.
- Wszystkie plemiona z północnej i zachodniej, oraz większość plemion z południowej, części gór Wilczych. Reszta stoi po stronie Upadłego. Lea odetchneła z ulgą. Tylko tyle chciała wiedzieć.

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 13

- Myślę, że ty więcej zyskasz na tym układzie. Zgodzę się, jeśli podarujesz mi więcej książek i sukni z długim rękawem, oraz jeśli odpowiesz na kilka moich pytań. - Zaproponowała Lea, starając się ukryć swoje zażenowanie. Andrew stał przed kominkiem, zamyślony wpatrując się w płomienie. Lea usiadła na sofie, czekając na jego odpowiedź.
- Wszystkie kobiety są takie same, bezwzględu na to co przeżyły. - Rzekł cicho, uśmiechając się sam do siebie. Ten uśmiech dziwnie wygladał na jego twarzy. Nie pasował do niego. Wyglądał, jakby wspominał dobre chwilę ze swojego życia.
- Słucham, pytaj.- Powiedział po dość długiej chwili. Lea zawahała się. Pytania, które chciała zadać, musiały zostać sformułowane tak, aby on odpowiedział jak najwięcej, nie wściekając się przy tym, jak to miał w zwyczaju.
- Czemu chęć odnalezienia Upadłego i pokonanie go, jest najważniejszą wartością w Twoim życiu?- Zapytała. Andrew spojrzał na nią. Blask ognia podkreślał jego wyjatkowe rysy twarzy. Powolnym ruchem przeczesał swoje wciąż wilgotne włosy. Lea doskonale zdawała Sobie sprawę z tego, że nie spał od kilku dni i chciała to wykorzystać.
- Jest w życiu taki moment, kiedy człowiek uświadamia Sobie, co jest dla niego ważne. I to jest właśnie ważne dla mnie: zakończyć to wszystko i odejść jako bohater, a nie...- Przerwał i zakaszlał, nie kończąc zdania.
- Więc... co sprawiło, że poczułeś, że to Twój cel?
- To przyszło samo. Po prostu poczułem, że jak nie ja, to kto?- Odparł, sprawiając wrażenie jakby Lea rozdrapywała jego stare rany, bo w sumie tak było, a dziewczyna zdawała Sobie z tego sprawę. Przecież znałam sporą część tej historii.
- Dlatego właśnie jesteś taki despotyczny, bez uczuć?- Wypaliła i...była pewna, że Andrew wybuchnie. Jednak ten przymknął oczy, milcząc chwilę.
- Wiem do czego zmierzasz. Wiem, że rozmawiałaś z moim bratem. - Wycharczał. Był wściekły jednak starał się tą złość stłumić. Lea otworzyła usta ze zdziwienia, jednak szybko je zamknęła. Nic nie powiedziała.
- Nic nie jest tak, jak on Ci to przedstawił. A teraz proszę, wróć do Siebie i nie pytaj o nic. Są sprawy do których nikt nie powinien się mieszać, zwłaszcza ty.- Powiedziała przez zęby, jego złość była ogromna, jednak nie miał siły krzyczeć. Lea widząc jego stan, najszybciej jak mogła opuściła jego pokój.
Nie powinna o nic pytać, nigdy przenigdy, ale skąd mogła wiedzieć, że on wie o jej rozmowie z Will'em.
Nienawidziła Siebie za swoją głupotę. "Lea, weź się w garść, nigdy nie wykazywałaś się taką głupotą! " Myślała. Po kilku godzinach rozmyślania doszła do wniosku, że rozpamietywanie tego nie ma większego sensu. Postanowiła skupić na ważniejszych sprawach.
Wyciągnęła z półki małe zawiniątko. Delikatnie wyciągnęła z materiału kamień, ten który znalazła wtedy przy "martwym" wilku.
Na kamieniu wciąż widać było zaschniętą krew. Uważnie się mu przyjrzała. Kamień używany do rytułałów szamnskich. Nic specjalnego. Sam w Sobie nie oznaczał nic szczególnego. Lea uważnie analizowała tamtą noc. Dopiero teraz, głębiej zastanowiła się nad tym, co Andrew robił w wiosce i dlaczego nie był ze swoją armią. W końcu jest ich przywódcą.
I... jakim cudem podczas jej próby ucieczki, ani razu nie zauważyła, aby ktoś ją ścigał. Coś w tym mężczyźnie jej nie pasowało. A co jeśli on również nie był tym, za kogo się podaję? Co jeśli nikt nie jest tym, za kogo się podaję? Dziewczyna doszła do wniosku, że to przez późną porę ma dziwne przemyślenia, jednak postanowiła iść tym tropem. W końcu przecież, ona sama nie była tym, za kogo wszyscy ją brali.

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 12

Lea cały dzień próbowała skupić się na czytaniu książek, które znalazła w swoim pokoju, jednak jej myśli nieustannie krążyły wokół Andrew.
Tysiące pytań dreczyły ją, z minuty na minutę coraz bardziej.
Nie myślała nigdy o tym, że śmierć osoby którą kochamy, może tak bardzo wpłynąć na człowieka.
Nie rozumiała też tego, dlaczego mężczyzna raz jest wyjątkowo spokojny, a raz władzy i taki... zimny. Ten ból i chęć zemsty, które siedziały w nim tyle lat, jakby narastały z każdym dniem, pozbawiając go spokoju, snu. Jakby... te sprawy z którymi się męczył pozbawiały go prawa do życia. A może, on sam zamykał się na świat, bojąc się kolejnej straty bliskiej mu osoby?
Andrew był okrutnym człowiekiem, ale przecież nikt nie rodzi się zły.
Kiedy Lea czuła się, jakby wpadała w obłęd, do jej pokoju przyszła służka z kolacją. Nie było to nic specjalnego: twaróg i ciemne pieczywo. Lea nie była głodna, jednak zjadła kanapki. Pomyślała, że skoro fatygowali się, aby zrobić jej kolacje i ją donieść, to ona nie będzie kręciła nosem.
- Dziękuję i... mam prośbę. Czy mogłabym udać się do... Andrew?- Zapytała nie pewnie. Po namowie kobieta zgodziła się, pod warunkiem, że Lea jej nie wyda.
Pokój Andrew był przerażający, oświetlany jedynie przez ogromny kominek z którego leciały małe iskierki. Mężczyzny tam nie było. Lea nieśmiało usiadła na fotelu, który stał obok kominka i zamknęła oczy, rozkoszujac się przyjemnym ciepłem.
- Jak się tu dostałaś?- Usłyszała głos nad sobą i przestraszyła się. Nie słyszała żadnych kroków, żadnego szelestu. Wstała z fotela szybko i spojrzała na Andrew, który jak zwykle wyglądał groźnie i niebezpiecznie.  Dziewczyna zauważyła, że dopiero co wyszedł z pod prysznica, o czym świadczyły jego wilgotne włosy, oraz pojedyncze krople wody, błyszczące na jego ramionach i klatce piersiowej. Widok Andrew bez podkoszulki był dość niecodzienny.
Lea przełkneła głośno ślinę. Była nieco zmieszana.
- Jak udało Ci się wyjść z pokoju. - Powtórzył pytanie Andrew. Był zdenerwowany i to bardzo.
- Wiesz... wyszłam drzwiami. - Odpowiedziała cicho. Nie chciała wydać służącej która pomogła jej wyjść z pokoju. - Drzwi były otwarte. - Dodała szybko, trochę głośniej niż chciała. Uświadomiła Sobie, jak bardzo jej odpowiedź była idotyczna. Andrew uniósł brew.
- Jesteś zabawna.- Powiedział sakrastycznie. - Teraz, powiedz prawdę.
- Powiedziałam...- Andy jedynie westchnął i ruszył w kierunku szafy. Szybko zarzucił na siebie czarny podkoszulek. Lea przyglądała się mu do chwili, dopóki na nią nie spojrzał.
- Co Cię do mnie sprowadza?- Zapytał w taki sposób, że Lea miała ochotę ucieć. Sam ton jego głosu sprawiał, że potwornie się bała.
- Nie mogę całymi dniami siedzieć w swoim pokoju...
- I... co ja mam do tego? - Zapytał podchodząc do Lea'i niebezpiecznie blisko. Dziewczyna odsuneła się od niego dwa kroki. To tylko pokazywało mu, jak bardzo się go bała. Uśmiechnął się lekko.
- Potrzebuję twojej zgody na opuszczanie pokoju, prawda?- Powiedziała prawie szeptem, wahają się przy ostatnim słowie.
- Prawda.- Odpowiedział Andrew przyciszonym głosem, znów zbliżając się do Lea'i, która- znów się cofneła. Wyglądał jak psychopata, widzący swą kolejną ofiarę.
- Więc jak... m... mogę wychodzić z...pokoju? - Wyjakała po chwili. Strach ją sparaliżował. Światło które, rzucał ogień na Andrew, sprawiało, że wyglądał jeszcze mrocznej niż zwykle. Jego oczy wydawały się być całe czarne.
Wykonał kolejny krok w stronę Lea'i, a dziewczyna przywarła do ściany. Uświadomiła Sobie, że nie ma drogi ucieczki.
- Hm... dlaczego miałbym się zgodzić?- Lea czuła jego oddech na swojej twarzy. Patrzyła prosto w jego oczy, starając się ukryć swój strach.
- Bo Cię oto proszę.- Odpowiedziała pewnie. Mężczyzna uniósł brew do góry, uśmiechając się z kpiną.
- Wiesz... zgodzę się jeśli.... - przerwał na chwilę, cały czas się uśmiechając. - Wiesz czego chcę.
- Nie, nie, nie... nie możesz. Ja... ja nie mogę. - Odparła Lea'a zawstydzona i przestraszona.
Andrew zaśmiał się gardłowo, krótko, po czym odsunął się od dziewczyny.
- Nie musisz się mnie bać, przecież nie zrobię Ci krzywdy. Poza tym... chyba źle się zrozumieliśmy. Nie pociagasz mnie w żaden sposób. Chce od ciebie tylko kilku informacji. - Lea poczuła się jak idotka. Jak mogło jej coś takiego wpaść do głowy. Zganiła Siebie w myślach. Jak mogła się nie zorientować, że cała ta sytuacja go bawi, że on z nią pogrywa.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 11

Lea'e obudził głośny zgrzyt zamka drzwi. Spała zaledwie kilka godzin, ponieważ większość nocy spędziła z Willem, dzięki czemu dowiedziała się wielu rzeczy na temat Andrew. Rzeczy, które były niesamowicie zaskakujące. Wraz z otwarciem drzwi, po pokoju rozlał się miły zapach gorącej czekolady i świeżych bułeczek cynamonowych.
Dziewczyna otworzyła oczy i ujrzała dobrze znaną jej postać. Andrew, oczywiście jak zwykle ubrany na czarno, kładł na jej stoliku nocnym, tace z jedzeniem. Usiadł na krańcu łóżka dziewczyny, a ta nie chętnie podniosła się. Mężczyzna wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał od kilku dni. Oczy miał zaczerwienione, a ciemne worki pod oczami dodawały mu lat.
Nic nie mówił od kiedy pojawił się w pokoju dziewczyny, tylko cierpliwe czekał aż ona zje.
- Dziękuję Ci.- Powiedziała cicho Lea. Nie wiedziała czemu, jednak wyjątkowo szkoda zrobiło jej się mężczyzny. Andrew wstał i wziął tace, a kiedy miał już wychodzić Lea go zatrzymała.
-Muszę... Muszę Ci coś powiedzieć.- Zaczęła mówić niepewnie.
- Słucham.
- Medium i Upadły połączeni są, tak jakby duszami. I to jest właśnie słaby punkt Upadłego... Można zabić Upadłego, tylko wtedy, kiedy Medium również zginię...- Powiedziała cicho, nerwowo bawiąc się palcami u rąk. Nie powiedziała wszystkiego na ten temat, bo po co?
Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Andrew stał rozmyślając nad czymś. - Dlaczego Medium to ukrywa i w żadnych podaniach nie ma o tym mowy?- Zapytał w końcu.
Widać było, że Lea stresowała się bardzo tym wszystkim.
- Ja nie wiem... znaczy wiem tyle, że Cassandra nie chce oddać swojego życia za ludzi. Nie jest do końca z tobą szcze...- Mówiła Lea, kiedy Andrew jej przerwał.
- Wiem Lea'o.- Odparł zamykając oczy. - Obawiam się również, że Cassandra kłamie twierdząc iż jest Medium. - Dodał po chwili.
Andrew zachowywał się dziś inaczej niż zwykle. Wyglądał na wyjątkowo załamanego. Cały pozór jego pewności siebie gdzieś znikł. Może było to spowodowane tym, że nie spał od kilku dni, a może dreczyły go wyrzuty sumienia? Lea nie potrafiła odpowiedzieć Sobie na to pytanie.
Patrzyła na niego, a przez jej głowie przebiegało tysiące myśli. Zarumieniła się, kiedy zdała Sobie sprawę z tego, że od ponad pięciu minut uważnie przyglądają się sobie nawzajem. Nie rozumiała dlaczego poczuła się taka onieśmielona.
Andrew westchnęł cicho, powolnym ruchem przeczesujac włosy.
- Dziś cały dzień zostaniesz w pokoju, z powodu wczorajszej próby ucieczki. Kolejna taka próba, skończy się dla Ciebie karą. Służba przyniesie Ci obiad, a potem kolacje. - Powiedział, swoim normalnym, władzczym i surowym tonem. Jego oczy znów stały się przerażająco mroczne.

***
Retrospekcja.

Jasnowłosa dziewczyna obserwowała z ukrycia stado jeleni, których porożę było niesamowicie wielkie. Wiatr snuł ciche pieśni, opowiadając historię życia i śmierci, wśród koron drzew. Ostatnie ciepłe promienie letniego słońca, ogrzewały jej plecy, wprawiając dziewczynę w błogi stan. Czuła się tak wspaniale, na tą jedna, jedyną chwilę zapomniała o wszystkich troskach.
Nagle, w oddali rozległ się huk broni, który spłoszył nie tylko zwierzeta, ale i samą dziewczynę. Plemię, do którego należała jasnowłosa, nie posiadało broni palnej. Uważali, że wojną tocząca się pomiędzy Rebeliantami a Upadłym ich nie dotyczy... A jednak ich dotyczyła, bardziej niż mogło się im wydawać.
Dziewczyna z przerażeniem ruszyła w stronę wioski, biegnąc ile sił w nogach. Bała się, tak bardzo bała się tego, że dotrze tam za późno, że już nigdy nie zobaczy bliskich jej ludzi.
Wybiegając z lasu na polane, na której znajdowała się wioska, nie widziała już nic przez kłęby dymu wydobywajacego się z podpalonych domów. Słyszała jedynie płacz i modlitwy kobiet. Zielonooka stała, patrząc jak wszystko to co zna, płonie. Nie stała długo, kiedy przed nią pojawili się ludzie na koniach, prawdopodobnie Ci, którzy napadli na wioskę. Z jednego z konii, zeskoczyła brązowowłosa kobieta. Uśmiechała się na widok dziewczyny.
- Wiesz po co przybylismy.- Powiedziała. Widać było, że kobieta przepełniona jest dumą i... wszystki najgorszymi cechami, jakie mógł posiadać człowiek.  - Przybyliśmy po Ciebie, kochana Lea'o.- Dodała, kiedy dwóch mężczyzn obezwładniło, wtedy pietnastoletnią dziewczyne, skuwajac jej nogi i rece łańcuchami.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 10

Lea westchnęła z rezygnacją patrząc na Andrew.
- Przecież.... przecież nikt mnie nie ścigał. - Powiedziała, cały czas ciężko oddychając.   
- Nie dość, że głupia, to jeszcze ślepa. - Zakpił z niej.
- Odemnie nie da się uciec. - Wyszeptał klękajac przy niej. Dziewczyna chciała go uderzyć. Jednak Andrew w ostatniej chwili złapał jej nadgarstek i zaśmiał się.
- Jeszcze wiele musisz się nauczyć, kochanie. - Powiedział, sakrastycznie podkreślając ostatnie słowo. Związał jej ręce grubą liną i mocno pociągnął ją z powrotem do zamku.
Zaraz u wejścia do zamku spotkali kobiete, jedną ze Starszych która nazywała się Maggie.
- Andrew, musimy porozmawiać. Natychmiast.
Mężczyzna nie miał czasu, aby odprowadzić Lea do pokoju więc przywiązał do do klamki drzwi sali, do której wszedł razem z Maggie.
Lea oczywiście podsluchiwała, mimo tego iż słyszała niewiele.
- Ona to nie Monica. Musisz się z tym pogodzić. Minęło już... - Więcej nie usłyszała, bo kobieta ściszyła głos. Potem słychać było tylko zdenerwowany głos Andrew, jednak ciężko było go zrozumieć. Po około 30 minutowej rozmowie wyszli z sali. Oczy Andrew były zaczerwienione. Lea zastanawiała czy,  on płakał. On i łzy jakoś nie pasowały do Siebie. Kiedy byli w pokoju, Andrew rozwiazał Lea'i nadgarstki.
- Pomóż Ci rozwiązać gorset?- Zapytał, jednak nie czekał na odpowiedz, odwracając ją tyłem do siebie i rozwiązując supeł który zrobił. Lea trzymała gorset, aby nie zsunął się z niej.
Kiedy tylko uporał się z tym, wyszedł bez słowa z pokoju, zamykając go na klucz.
Lea wyciągnęła z szafy jedną z koszul nocnych i poszła do łazienki wziąć prysznic. Stała oblewana przez ciepłą wodę godzinę.
Jej rana na nadgarstku szczypała przez kontak z wodą, jednak nie przejmowała się tym.
Kiedy ubrała koszulę nocną, wyszła na balkon. Gwiazdy tej nocy migotały spokojnie. Chciała znaleźć się wśród nich i być wolną i niezależną. Zadrżała kiedy chłodny wiatr delikatnie musnał jej skórę.
Po chwili poczuła, jak ktoś okrywa ją ciepłym kocem. Odwróciła się przestraszona. Nie słyszała przecież żadnych kroków.
- Nie powinnaś stać w samej piżamię na takim zimnie.- Wyszeptał Will stając zaraz obok niej.
- Ten chłód sprawia, że czuję się jak człowiek. - Odparła  patrząc w niebo.
- Oh, a myślałem, że po prostu oczekiwałaś księcia, który przybędzie na ratunek z kocem. -Powiedział z udawanym zawodem Will. Lea pierwszy raz od dawna cicho się zaśmiała.
- Dziękuję Ci książę, że raczyłeś podzielić się ze mną swym zacnym kocem. - Odparła kłaniając się przed nim jak na dame przystało. Will usmiechnął się szeroko.
- A juz zaczynałem myśleć, że jesteś ponurakiem, który nic nie mówi.- Lea nie odpowiedziała, uśmiechając się jedynie. I wtedy przypomniała Sobie rozmowę Andrew z Maggie.
- Kim jest Monica?- Zapytała, a uśmiech znikł z twarzy Willa.
- Skąd o niej wiesz?
- Podsłyszałam rozmowie Andrew z...- Ale nie dokończyła, bo Will przyłożył palec do jej ust.
- Wejdzmy do środka, a wszystko Ci opowiem. - Zaproponował.
- Monica, była narzeczoną Andrew- Zaczął mówić Will, kiedy byli już w pokoju Lea'i.- Zaręczyli się kiedy mieli po 19 lat. Kilka miesięcy przed ślubem ktoś ją zabił, a żeby było śmieszniej Monica była w ciąży.  Oczywiście, podejrzenia padały na wielu ludzi, jednak głównie cała wina poszła na Upadłego. Ponoć Monica go poznała. Andrew wtedy zwariował. Całkowicie pogrążył się w poszukiwaniu Upadłego. Stał się zimny i okrutny. Do tego wszystkiego doszłaś jeszcze ty.
Jedyna osoba, która może pozwolić mu dokonać jego planów...- Przerwał na chwilę.
- Uważam, że ona sama się zabiła. Nie kochała Andrew, jednak jej rodzina nalegała na ich ślub.

czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 9

- Oh to nic takiego. - Odpowiedziała Cassandra, uśmiechając się. - Nie umrę. - Dodała, kiedy Andrew spojrzał na nią podejrzliwie.
- Poza tym... chciałam z Tobą porozmawiać. A tutaj, nie jest na to odpowiednie miejsce.
- Dobrze. Chodźmy do mojego pokoju. - Zaproponował Andrew, ruszając w stronę drzwi.
Już po chwili byli w pokoju, czarnym, urządzonym w stylu gotyckim. Usiedli na bordowo-czarnej sofie. Cassandra rozgladala się po pokoju.
- Nie podoba mi się tu. - Oznajmiła po chwili.
- Ważne, że mnie się podoba. -Oparł Andrew. - O czym chciałaś porozmawiać? Bo podejrzewam, że nie o wystroju mojego pokoju.
- Nie podoba mi się to, że Lea tu jest. Wciąż uważam, że zamordowanie jej jest najlepszym pomysłem. Sama to zrobię, jeśli się nie zgodzisz.
- Cassandro.- Zaczął mówić Andrew, wstając z sofy. - Mialaś taką szanse, kiedy ona była Twoją niewolnicą. Teraz, należy do mnie i to ja będę decydował, co się z nią stanie. Nie chcesz chyba, sprzeciwić się bogą, którzy zgodzili się, na to, aby Lea była... moją kobietą. - Zapytał Andrew, podkreślając ostatnie dwa słowa.
- Jestem Medium, jestem równa bogą, jestem jedną z nich. - Odpowiedziała pewna Siebie, lekko zbulwersowana Cassandra.
- Nie uważasz, że masz za wysokie mniemanie o sobie, o wielka Pani?- Znów zapytał Andrew z kpiną. - Cassandra prychneła, ze złością.
- Lepiej pilnuj "swojej" Lea'i. - Powiedziała wychodząc z pokoju, trzaskając drzwiami.
Andrew usiadł za swoim, ogromnym biurkiem, zatracając się w podaniach na temat Upadłego, jak i samej Medium.
Zanim się zorientował, zaczęło się ściemniać. Wstał pośpiesznie, po czym ubrał najlepszy frak jaki miał, przeczesał włosy i poszedł po Lea'e.
Kiedy wszedł do pokoju, dziewczyna, siedziała w kącie pokoju, czytając jakaś książkę.
- Ubierz błękitna suknie, która jest w Twojej szafie. - Rozkazał przyglądając się jej. Widać było, że dziewczyna płakała dziś dość sporo. Lea wyciągnęła suknie. Również była prosta(jak każda inna) jednak ta była z gorsetem wszytym w nią, oraz delikatnym tiulem ciągnący się aż do kostek.
- Nie mogę ubrac czegoś innego? - Zapytała z niechęcią na nią patrząc.
- Nie. Pomogę zawiązać Ci gorset. A teraz się pośpiesz. - Powiedział stając z rękami z tyłu.
Lea szybko poszła do łazienki, sama starają się zawiązać gorset. Jednak nie udało jej się to, wiec zawstydzona wyszła do Andrew. Perspektywa tego, że on będzie oglądał jej nagie plecy nie była dla niej czymś fajnym. Stanęła przed nim, odgarniając włosy. Wciągnęła powietrze i czekała. Czuła palący wzrok Andrew na sobie. Doskonale zdawała Sobie sprawę z tego, że dokładnie studiuję jej plecy. Delikatnie przejechał palcem po jednej z grubszych blizn.
- Kto Ci to zrobił? - Zapytał po chwili.
- To chyba nie twój interes. - Odpowiedziała Lea. Była zawstydzona, nie lubiła kiedy ktoś ją "oglądał", nawet kiedy były to tylko plecy, a on zadawal jej jeszcze pytania.
- Czy to Upadły? - Ciągnął. Lea tylko westchnęła. Andrew w końcu mocno związał gorset, a dziewczyna puściła swoje długie włosy. Andrew nie pytał już o nic, tylko mocno pociągnął ją za nagdarstek za sobą. Szli szybko, jak na Andrew przystało, abypo chwili znaleźć się w jadalni. Byli tylko oni i służba. Lea chciała usiąść jak najdalej od mężczyzny, jednak on kazał jej usiąść naprzeciwko siebie.
Na stole było tak sporo jedzenia, że nie wiedziała co zjeść najpierw. Uświadomiła Sobie, że nic nie jadła cały dzień.
- Mam pytanie odnośnie Twoich włosów. Czy to ich naturalny kolor? - Zapytał nagle, kiedy tylko służba opuściła pomieszczenie. Lea nie odpowiedziała, popijając wino.
- Dlaczego włosy Cassandry są ciemne? Z tego co wyczytałem powinny być jasne, takie jak twoje. - Dodał. Lea głośno przełkneła ślinę i spojrzała na niego.
- Włosy Cassandry są brązowe, ze względu na jeden z żywiołów- ziemię. - Odpowiedziała cicho.
- A Upadły? Jak on wygląda?
- On... - Zaczęła niepewnie Lea uśmiechając się lekko. - Nie jest taki zły, jak wam się wydaje. - Odpowiedziała w końcu.
- Zabił tysiące ludzi, a ty uważasz, że on nie jest zły?- Zapytał podniesionym głosem. - Poza tym zadałem inne pytanie.
- Ty również zabiłeś wielu ludzi, jesteś oschły i despotyczny. A co najważniejsze jesteś ignorantem, a jednak nikt nie tworzy armii aby Cię zabić. - Podsumowała odważnie Lea, patrząc prosto w oczy Andrew.
On milczał... wyjątkowo długo. Wypił cały kieliszek wina.
- A ty jesteś w moich oczach zwykłą dziwką. Oddałaś się Upadłemu. Jak nisko trzeba upaść... - Powiedział z dziwnym spokojem.
- Lepiej jemu, niż Tobie. - Natychmiastowo odpowiedziała, cały czas patrząc na niego. - Poza tym, nigdy nie potwierdziłam słów Cassandry, na temat tego iż byłam, jego... kochanką?- Lea wstała i ruszyła w stronę drzwi. Andrew śledział uważnie jej kroki. I kiedy wstał, aby za nią ruszyć, ta wybiegła z jadalni, biegnąc w stronę głównych drzwi wejściowych które zawsze były otwarte. Gorset utrudniał jej bieg, jednak biegła wyjątkowo szybko. Była to jej jedyna szansa by uciec. Musiała ją wykorzystać. Niespodziewanie wpadła na Will'a. Oboje upadli na podłogę, jednak Lea przerażona szybko wstała.
- Gdzie tak pędzisz? - Krzyknął za nią Will, jednak ona i tak nie odpowiedziała. Nie słyszała żadnych kroków za sobą. Wypadła z zamku odwracając się, aby upewnić się, że nikt jej nie ściga, biegła w stronę bramy. Kiedy tylko się wydostanie stąd, bedzie wolna. Wokół był gęsty las, to ulatwiało jej ucieczkę. Droga do bramy wydawała się jej taka długa. Szybko traciła siły, a z powodu ciasnego gorsetu ciężko jej się oddychało. Cały dzień obmyślała plan ucieczki. Nie był on idealny, ale lepszy taki niż żaden.
Odwróciła się, ale nie zobaczyła za sobą nikogo, żadnej żywej duszy. Udało jej się pokonać bramę. Okazało się, że nie było to nic trudnego. Wbiegła w głąb lasu z dala od ścieżek. Upadła pod ogromną wierzbą, dusząc się. Próbowała rozwiązać gorstek jednak bez skutecznie. Kręciło jej się w głowie. Łzy naszły jej do oczu.
- Udało Ci się uciec, jestem z Ciebie dumny. - Usłyszała głos kogoś, kto stał nad nią. Od razu go poznała.

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 8

Andrew wszedł pewnym krokiem do pokoju dziewczyny. Już świtało, a pierwsze promienia słońca wypadały do jej pokoju. Lea podniosła się lekko przerażona- w końcu nie wiedziała co się dzieję.
Mężczyzny rzucił na jej łóżko sukienkę,  taką samą jaką dostała wczoraj, oraz kosmetyczke.
- Doprowadź się do ładu. Za 10 minut masz być gotowa. - Powiedział przywódczym tonem, stając nad nią z dłońmi złączonymi z tyłu. Wyglądał niebezpiecznie przystojnie. Błękit jego oczu, był wyjątkowo chłodny i mroczny. Lea pomyślała, że gdyby miała opisać wygląd szatana, to opisała by właśnie wygląd Andrew.
- Pośpiesz się. Nie mamy przecież całej wieczności. - Rozkazał podchodząc do okna balkonowego.
Lea wzięła rzeczy i ruszyła w stronę drzwi. Nie była pewna, czy za nimi znajduje się łazienka, ale postanowiła sprawdzić. Nie pomyliła się.  W łazience znalazła wszystko czego potrzebowała, a w kosmetyczce miała kosmetyki.
Założyła na Siebie bieliznę, która idealnie na nią pasowała i trochę się zdziwiła, jakim cudem udało się im ją tak dobrać. Czarna suknia również leżała na niej doskonale. Rozczesała swoje włosy, które od wczoraj zdarzyły delikatnie się pofalowac. Nie pogardziła również, delikatnym makijażem, który dodał jej uroku.
Wyszła z łazienki i spojrzała na Andrew, który zmierzył ją wzrokiem, jednak jego wyraz twarzy nie zmienił się przy tym, wciąż wyglądał przerażająco.
Otworzył drzwi, pozwalając wyjść z pokoju najpierw Lea'i. " Cóż za dżentelmen" prychneła w myślach.
Ruszyła za nim, rozglądając się po korytarzu. Było tutaj wiele różnorodnych rzeźb. Andrew mocno chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą. Szedł tak szybko, że dziewczyna ledwo nadążała.
Po chwili jednak, dotarli na miejsce. Do dużej, jasnej sali. Jak podejrzewała Lea, do sali balowej.
Byli tam ludzie, których widziała wczoraj w "sali" Starszych, Medium, oraz starsza siwa kobieta, niskiego wzrostu, której nadgarstki zdobiły liczne bransoletki, a szyję naszyjniki z kośćmi. Andrew rozkazał Lea'i stanąć na środku okręgu, który stworzyli zebrani tam ludzie.
Każdy z nich trzymał ogromną, czarną świece. Stara kobieta zaczęła śpiewać, jakieś stare szamańskie pieśni, chodząc wokół Lea'i. W pewnym momencie, znajdując się przed nią otworzyła szeroko oczy, które zalały się bielą, patrząc na nią, po czym upadła przed nią na kolana.
-Tilgi meg for min blinghet datter ar månen. - Powiedziała, kleczac cały czas. Nikt nie zrozumiał jej słów... Nikt prócz Lea'i.
- La min hemmelighet vil være din hemmeloghet. - Zareagowała spokojnym głosem Lea.
- Jeg svarger på at ingen vil vite din hemmelighen. - Odpowiedziała Szamanka wstając, spoglądając nieśmiało na Lea'e. Wszyscy tam zebrani, patrzyli na nie zdziwieni.
- Czy udało Ci się mi ją przypisać? Czy jest już moją i tylko moją, NIEWOLNICĄ?- Zapytał zdenerwowany Andrew, podkreślając ostatnie słowo.
Szamanka uśmiechnęła się do Lea'i.
- Tak Panie, jest Twoja.- Powiedziała. Lea schylila głowę, dziękując kobiecie. Andrew nie wiedział, że Szamanka kłamie, bo niby skąd?
Uśmiechnął się dumnie, chwytając mocno Lea'e za nadgarstek. Mocno przycisnął do niego, ostrza które miały jakiś wzór. Lea zasyczała z bólu, próbując sie mu wyrwać, jednak była bezradna. Wbił on "pieczątkę" na tyle mocno, aby rana którą pozostawi, zagoiła się pozostawiając dość sporą blizne.
Wzór przypominał jakiegoś ptaka.
- Kruki są moim... znakiem. - Wytłumaczył Lea'i która przyglądała się ranie.
- Jesteś moją własnością. Upadły może o Tobie zapomnieć. - Powiedział Andrew prowadząc dziewczynę do pokoju. - Teraz musisz mi służyć, a jedyne czego od Ciebie teraz oczekuje, to informacje. Na wojnie zginiesz wraz ze mną, prędzej czy później. Powiedz, co wiesz, a może ocalisz istnienie tysięcy ludzi.- Lea jednak nie odpowiedziała, przecież powiedziała mu już wszystko to, o czym mogła powiedzieć.
- Oczywiste chyba jest to, że musisz się odzywać?- Zapytał poirytowany Andrew. Miał wrażenie, ze dziewczyna nawet go nie słucha. Nienawidził jej milczenia.
Doprowadził ją do pokoju i razem z nią do niego wszedł.
- Rozumiesz, co do Ciebie mówię?
- Znów zapytał i znów, nie otrzymał odpowiedzi.
- Kurwa! Odpowiadaj kiedy zadaję Ci pytania! - Wykrzyczał łapiąc ją za nadgarstek z raną. Krew zaczęła przeciekać przez jego palce, a w oczach Lea'i pojawiły się łzy.
- Słowa są zbędne. Powiedziałam już wszystko, o czym mogłabym Ci powiedzieć. - Powiedziała z dziwnym spokojem w głosie.
Andy mocno pchnął ją na łóżko. Wytarł dłoń, brudną od krwi dziewczyny, o czarne spodnie, po czym wyszedł z pokoju.
Kiedy szedł do swojego pokoju, ochłonąć, wpadł na Cassandre, na której lewym nadgarstku, spod długiego rękawa sukni wystawał bandaż.
- Co Ci się stało? - Zapytał Andrew patrząc na jej rękę...

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 7

Mężczyźni patrzyli na Siebie, przez dłuższą chwilę.
- Nie powinno Cię tutaj być. Zabraniam Ci na jakiekolwiek kontakty z moimi ludźmi, również z nią, rozumiesz?- Powiedział Andrew, próbując opanować swoje nerwy.
- Spokojnie braciszku, wiesz przecież, że jestem nieszkodliwy. - Odparł Will, z lekką kpiną. Andrew wciągnął za swoje plecy Lea'e, po czym zamknął drzwi z trzaskiem, przed swoim bratem. Westchnął ciężko, uderzając pięścią w ścianę. Stał tak przez chwile,  po czym odwrócił się przodem do Lea'i, która siedziała na łóżku śledząc jego ruchy uważnie. Była wyczerpana, jednak jej umysł ciągle był otwarty.
- Musimy współpracować. - Powiedział w końcu Andrew stojąc nad dziewczyną, patrząc na nią z góry. - I tak zginiesz. Jak większość z nas. Tej wojny, nie przeżyje wielu ludzi.- Dodał.
Przeszedł po pokoju, nerwowo poprawiając swoje kruczoczarne włosy. W jedym był podobny do swojego brata- również miał niebieskie oczy. Co prawda, oboje byli wyjątkowo przystojni, lecz każdy na swój sposób.
- Musisz zacząć się odzywać. Twoje milczenie jest irytujące. Nie chce Cię skrzywdzić. Jeśli mi pomożesz, ja odpłace Ci tym samym. - Zaproponował. Widać było, że byl bezsilny. Lea czuła, wiedziała wręcz, ze sytuacja w której znajdowali się Rebelianci była fatalna.
- Nasłalaś na nas swoich ludzi, a ja mimo to, nie kazałem Cię razem z nimi zabić.- Wyjrzał przez okno. Cisza.
- Odpowiedz mi do kurwy nędzy! -Wykrzyczał w końcu, podchodząc do dziewczyny, unosząc rękę. Jednak w ostatniej chwili powstrzymał się, przed uderzeniem jej. Lea skuliła się na łóżku, z zamkniętymi oczami oczekując na uderzenie, które jednak nie nadeszło.
- Ja...- Zaczęła cicho. Jej głos rozbrzmiał w pokoju. Delikatny i kobiecy. Andrew się zdziwił. - Ja nic nie wiem. -Wydusiła w końcu z Siebie. Wstała i spojrzała na Andrew.
- Musisz coś wiedzieć! - Powiedział podniesionym głosem.
- Błagam... Panie... nie zmuszaj mnie do wymyślania historii o Upadłym.- Wyszeptała.
- Wiem jedynie, że tylko Medium może go zabić. - Dodała, bawiąc się rękawem swojej suknii. Bała się.  I to bardzo. Andrew jedynie patrzył na nią z wyższością, uśmiechając się dumnie. Wiedział, że wygrał walkę z nią, walkę której nigdy nie było.
- Mam nadzieję, że Sobie coś przypomnisz. - Zmierzył ostatni raz wzrokiem dziewczynę, po czym wyszedł z jej pokoju, zamykając drzwi na klucz.
Lea opadła na łóżko, owijajac się ciepłą, gruba kołdra. Była przerażona, ale i zła.  Zła na samą Siebie. Dlaczego się złamała? Jednak nie chciała o tym myśleć. Jedynie czego teraz chciała to wpaść w objęcia Morfeusza. I udało się jej to.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 6

Kiedy Lea wraz ze służbą szła do pokoju, przed nimi z nikąd pojawił się mężczyzna. Blondyn, o tajemniczych niebieskich oczach i o szerokim uśmiechu. Był wysoki i dobrze zbudowany. Kilkudniowy zarost podkreślał jego ostre rysy twarzy. Na widok takich, nie jednej kobiecie miekkły nogi, ale nie Lea'i.
Dziewczyna dostrzegła na policzkach jednej służki rumieniec. Uśmiechnęła się lekko przyglądając się jej.
- Witam panie.- Przywitał się mężczyzna, kłaniają się przed nimi.
- Ty zapewne jesteś tą tajemniczą kobietą, o której wszyscy mówią. - Zapytał mierząc Lea'e wzrokiem, która nawet nie drgneła, uważnie przyglądając się jego twarzy.
- Hellena, prosiła mnie, abym to ja doprowadził dziewczynę do pokoju. -Powiedział mężczyzna do służących nie odrywając wzroku od Lea'i. Kobiety natychmiastowo odeszły. Mężczyzna wyciągnął ramie w stronę Lea'i, ta jednak spojrzała na niego unosząc brew do góry, wiec ten ruszył do przodu. Tak tez postąpiła Lea.
- Nazywam się Wilhelm, ale mów do mnie Will.- Powiedział, zerkajac na nią kątem oka. Dziewczyna jednak nie byla nim zainteresowana. Rozgladala się po korytarzu, patrząc na obrazy, które wisiały na ścianach. Były niesamowite- pejzaże, portrety. - To założyciel naszego ugrupowania. - Powiedział podchodząc do jego z portretów, przedstawiającego siwowlosego mężczyznę z długą, również siewą broda.- Nasza historia sięga kilkuset lat wstecz, jakieś 150 lat po tym kiedy pojawił się Upadły, powstało nasze ugrupowanie. Niestety my jesteśmy śmiertelni, nie to co Upadły. - Opowiedział w skrócie Will, z dumą patrząc na obraz. Lea dłuższą chwile, uważnie studiowała obraz. Miała tak wiele pytań, jednak nie mogła ich zadać. "Mowa srebrem, milczenie złotem" przypomniała Sobie, ganiąc się w myślach.
- Wywołałaś wielkie zainteresowanie swoją osobą, większe niż sama Medium.- Powiedział cicho, swoim zachrypnietym, mocnym męskim glosem Will. Lea spojrzała na niego zaskoczona.
- Sam byłem ciekawy twojej osoby. Kłamałem mówiąc, że Hellena kazła zaprowadzić mi Ciebie do pokoju.- Dodał zbliżając się do Lea'i. Ona nawet nie drgneła. Kiedy mężczyzna stał niebezpiecznie blisko niej, Lea poczuła jego zapach. Pachniał wanilią i cynamonem, oraz jakimś męskimi perfumami.
- Chodźmy już lepiej. Na pewno jesteś zmeczona.- Powiedział przyciągając w dziwny sposób każde słowo, Lea poczuła jego oddech na swojej szyi.
Ruszyli przed siebie. Po chwili byli już przed pokojem. Wilhelm otworzył drzwi do pokoju, w którym czekał zniecierpliowny Andrew.
- O... Wilhelm. - Powiedział Andrew na widok mężczyzny. Widac bylo, że bardzo sie wściekł oraz... zdziwił. Jednak próbował nie dać po sobie tego poznac.
- Andrew.- Powiedział Wilhelm, który również wyglądał na wsciekłego. -Bracie.- Dodał szybko, podkreślając to słowo.

Rozdział 5

Rebelianci przemieszczali się szybko, między ogromnymi drzewami. Zmierzali do starego pałacu, w którym stacjonowała jedna z części ich oddziałów.
Było niesamowicie zimno, śnieg sypał nieustannie odkąd wyruszyli, opuszczając starą osadę. Każdy człowiek miał na sobie futra, oprócz Lea'i, która miała na sobie jedynie bawełnianą suknie. Andrew i Cassandra uważali, że to ona wezwała tamtych ludzi, a Lea nie sprzeciwiała się temu, nadal milczą, jak zaklęta. Medium chciała pozbyć się dziewczyny, jednak Przywódca przekonał ją, że to ona ich doprowadzi do Upadłego, bo przecież jeśli naprawdę ją kochał, to będzie jej szukał.
Lea jechała na koniu, zaraz obok Andrew. Jej nagdarstki były ciasno związane, co utrudniało jej jazde na nim. Wyraźnie było widać, że dziewczyna jest przerażona, cały ten pozór jej dumy i majstytacznosci znikł gdzieś. Jej platynowe włosy, sklejone były przez zasknietą krew, a oczy były czerwone od płaczu.
Kiedy dotarli na miejsce, okazało się zamek jest siedzibą najwyższej władzy rebeliantów, zwanych Starzyzną. Teren wokół zamku, przeznaczony był, dla armii.
Do zamku wpuszani byli jedynie przywódcy, oraz ich pomocnicy.
Andrew i Cassandra ukłonili się przed Starszymi. Oczywiście, Andrew przyprowadził przed ich oblicze również Lea.
- Słyszeliśmy co spotkało waszą osadę.- Powiedział jeden ze starszych, kiedy Andrew i Cassandra wyprostowali się.
- Dobrze, że przybyliscie.- Dodała kobieta, wyglądajaca na około 50 lat. - Kim jest istota, w której włosach zamknięty jest blask księżyca?- Zapytała po chwili uważnie przyglądając się Lea'i
- Pani, to ona sprowadziła na naszą osadę całe to nieszczęście. - Odpowiedziała Medium. Starsza kobieta, podeszła do Lea'i i chwyciła ją za podbródek. - Czy to prawda kochana?- Zapytała cicho. Lea nadal trzesła się z zimno, ale oprócz tego nic innego nie robiła. Nie odpowiedziała. Kobieta westchnęła, wzywając służbę. - Umyjcie ją i dajcie czyste ubranie. Potem zaprowadzicie ją do pokoju, znajdującego się zaraz obok pokoju tego młodzieńca. - Rozkazała Kobieta, po czym skierowała swoje słowa w strone Andrew. -A ty chłopcze dokładnie wyjaśnisz nam, kim są kobiety które tutaj z tobą przybyły.
Nic więcej Lea nie słyszała, bo służki wprowadziły ja z sali, prowadząc długim korytarzem w stronę łazienki. Wszystko tutaj było ciemne. Na korytarzy nie było nic, oprócz długiego bordowego dywanu.
Łazienka okazała miłym zaskoczenie. Była dość spora, cała biała. Było tutaj wszystko.
Służki rozegrały Lea'e, która zawstydzona, próbowała jakoś się zakryć. Weszła do wanny i dała znak kobietą, że da sobie radę sama.
Po wszystkim wyszła, a one ubrały ją w prostą, czarną, suknie sięgającą do kostek. Służki, dostrzegły na ciele Lea'i, wiele blizn w dziwnych kształtach, ale nie pytały o nic.

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 4

Wilk nagle wstał i patrząc swoimi żółtymi oczyma na Lee, uciekł, zgrabnie mijając Przywódcę.
Dziewczyna, była równie zaskoczona co sam Andrew. Jednak zanim co kolwiek, zdarzył powiedzieć mężczyzna, do osady wrocili jego ludzie z osobami które "zaatakowały" osadę.
Było ich zaledwie kilka, ale zabili 10 osób we śnie. Andrew pociągnął za sobą Lee, która była umazana krwią wilka i przeszła jego ostrym zapachem, w stronę zgromadzenia.
"Zabójcy" byli związani i stali, w centrum. Każdy człowiek mógł ich zobaczyć. Lea ich znała. Zamarła patrząc na nich.
-To oni zamordowali naszych ludzi!- Powiedziała z pogardą Medium do Przywódcy, wskazując na ludzi.
- Zabić ich. Wszystkich, bez wyjątku. - Odparł Andrew, nie wahając się nawet chwilę. I to on wcześniej mówił o nieludzkim traktowaniu Lei?!
- Nie!- Wykrzyczala Lea. Wszyscy spojrzeli na nia zdziwieni. Zabójcy chcieli jakby, uklonic się jej? Jednak nie mogli.
- Milcz! Ty ich tu sprowadzilaś, nie wdzięczna...- Przerwała Medium i uderzyła dziewczyne z całej siły w twarz. Lea upadła na ziemie.
- Związać ją. - Rozkazał Andrew, a jego słudzy zwiazali dziewczynie nadgarstki liną, która ranila je przy każdym ruchu.
Andrew trzymał mocno linę, tak aby dziewczyna stała zaraz obok niego. Wydał rozkaz zabicia ludzi. Lea zaczęła się szarpać. Jej ręce były już nie tylko we krwi wilka, ale również w jej własnej, która kapała na suchą ziemię, wsiąkajac w nią, jak w gąbkę.
Rozpoczał się mord. Zaufani ludzie Andrew, sprawnie zaczęli zabijać ludzi. Krew była wszędzie. Krzyki były przerażające, wręcz ogłuszajace.  Andrew patrzył na to, bez mrugnięcia oka. Patrzył jak lśniące ostrze przecinało skórę jak papier i jak szkarłatna krew płyneła z martwych ciał. Zapach śmierci był wszędzie. Metaliczny, odór krwi sprawiał, że ludzia patrzący na to robiło się słabo. Tylko Andrew stał nie wzruszony.
Lea klęczała u nóg Przywódcy, zakrywajac twarz dłońmi, płacząc jak dziecko. Trzesła się ze strachu i niemocy. Znała tych ludzi. Przeżyła z nimi większość swojego życia. To byli dobrzy ludzie, nigdy nikomu nic nie zrobili. Lea nie wierzyła w ich winę.
- Wyruszamy w południe. Musimy się stąd wynosić. - Powiedział Andrew, kiedy to wszystko się skończyło. Pociągnął Lee w w stronę swojego namiotu.
- Podobno nic nie mówisz. Gdzie twój bunt księżniczko? - Zapytał z pogardą dziewczynę Andrew, śmiejąc się głośno, pakując swoje rzeczy.
-Podobało Ci się to, prawda?- Zapytał z kpiną, po dłuższej chwili.
Oczy dziewczyny zaszły łzami.
- Mi się podobało. Takich jak oni trzeba zabijać. -Powiedział pewny swoich słów Andrew. Lea pożałowała tego, że pomyślała iż Andrew może być jednak dobrym człowiekiem.
Do namiotu weszła, Medium. Piękna jak zwykle, ubrana w satynową suknie.
- Tu jest ta mała suka.- Wysyczala Cassandra.- Powinniśmy ją zabić, razem z tamtymi. Nie sądziłam, że jej ukochany Upadły nauczył ją sztuki telepatii.- Dodała, Medium spoglądając to na Lee, to na Andrew.

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 3

Perspektywa ogólna:

Wiatr wył niespokojnie, sprawiając, że włosy Leii delikatnie powiewały, błyszcząc w blasku księżyca.
(W osadzie nikogo nie było.
Andrew kazał armi podzielić się na 4 oddziałów. Kazdy oddział udał się w różnych kierunkach.)
Dziewczyna stała nad martwym wilkiem. Wiedziała co to oznacza. To ostrzeżenie. Każdy wiedział, że wilki są atrybutem Medium.
W krwii wilka, obok jego pyska, można było dotrzeć jakiś kamień.
Lea wyciągnęła go i wytarła do swojej sukienki. Był to niewielki kamień księżycowy.
Uklekła obok wilka i zanurzyla dłoń w jego delikatnej sierści. Wilk wciąż był ciepły. Lea poczuła zapach drzewa świerku. Zamknęła na chwile oczy, oddając hołd poległemu, niewinnemu stworzeniu. Nie słyszała nic, tylko smutne wycie wilków, gdzieś w oddali. Kilka łez spłyneło po jej policzkach. Ta wojna nie należała do niego.
Po dłuższej chwili Lea uświadomiła sobie, że ktoś uważnie się jej przygląda. Spojrzała w kierunku osoby i ujrzała... Przywódcę? Zdziwiła się. Przecież on powinnien byc z armia. Nie tutaj.
- Kazałem zostać ci w namiocie!- Powiedział stanowczym tonem. Lea nadal kleczała obok wilka, gladzac go po sierści. Kiedy Andrew zbliżał się do dziewczyny, wilk nagle...