niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 4

Wilk nagle wstał i patrząc swoimi żółtymi oczyma na Lee, uciekł, zgrabnie mijając Przywódcę.
Dziewczyna, była równie zaskoczona co sam Andrew. Jednak zanim co kolwiek, zdarzył powiedzieć mężczyzna, do osady wrocili jego ludzie z osobami które "zaatakowały" osadę.
Było ich zaledwie kilka, ale zabili 10 osób we śnie. Andrew pociągnął za sobą Lee, która była umazana krwią wilka i przeszła jego ostrym zapachem, w stronę zgromadzenia.
"Zabójcy" byli związani i stali, w centrum. Każdy człowiek mógł ich zobaczyć. Lea ich znała. Zamarła patrząc na nich.
-To oni zamordowali naszych ludzi!- Powiedziała z pogardą Medium do Przywódcy, wskazując na ludzi.
- Zabić ich. Wszystkich, bez wyjątku. - Odparł Andrew, nie wahając się nawet chwilę. I to on wcześniej mówił o nieludzkim traktowaniu Lei?!
- Nie!- Wykrzyczala Lea. Wszyscy spojrzeli na nia zdziwieni. Zabójcy chcieli jakby, uklonic się jej? Jednak nie mogli.
- Milcz! Ty ich tu sprowadzilaś, nie wdzięczna...- Przerwała Medium i uderzyła dziewczyne z całej siły w twarz. Lea upadła na ziemie.
- Związać ją. - Rozkazał Andrew, a jego słudzy zwiazali dziewczynie nadgarstki liną, która ranila je przy każdym ruchu.
Andrew trzymał mocno linę, tak aby dziewczyna stała zaraz obok niego. Wydał rozkaz zabicia ludzi. Lea zaczęła się szarpać. Jej ręce były już nie tylko we krwi wilka, ale również w jej własnej, która kapała na suchą ziemię, wsiąkajac w nią, jak w gąbkę.
Rozpoczał się mord. Zaufani ludzie Andrew, sprawnie zaczęli zabijać ludzi. Krew była wszędzie. Krzyki były przerażające, wręcz ogłuszajace.  Andrew patrzył na to, bez mrugnięcia oka. Patrzył jak lśniące ostrze przecinało skórę jak papier i jak szkarłatna krew płyneła z martwych ciał. Zapach śmierci był wszędzie. Metaliczny, odór krwi sprawiał, że ludzia patrzący na to robiło się słabo. Tylko Andrew stał nie wzruszony.
Lea klęczała u nóg Przywódcy, zakrywajac twarz dłońmi, płacząc jak dziecko. Trzesła się ze strachu i niemocy. Znała tych ludzi. Przeżyła z nimi większość swojego życia. To byli dobrzy ludzie, nigdy nikomu nic nie zrobili. Lea nie wierzyła w ich winę.
- Wyruszamy w południe. Musimy się stąd wynosić. - Powiedział Andrew, kiedy to wszystko się skończyło. Pociągnął Lee w w stronę swojego namiotu.
- Podobno nic nie mówisz. Gdzie twój bunt księżniczko? - Zapytał z pogardą dziewczynę Andrew, śmiejąc się głośno, pakując swoje rzeczy.
-Podobało Ci się to, prawda?- Zapytał z kpiną, po dłuższej chwili.
Oczy dziewczyny zaszły łzami.
- Mi się podobało. Takich jak oni trzeba zabijać. -Powiedział pewny swoich słów Andrew. Lea pożałowała tego, że pomyślała iż Andrew może być jednak dobrym człowiekiem.
Do namiotu weszła, Medium. Piękna jak zwykle, ubrana w satynową suknie.
- Tu jest ta mała suka.- Wysyczala Cassandra.- Powinniśmy ją zabić, razem z tamtymi. Nie sądziłam, że jej ukochany Upadły nauczył ją sztuki telepatii.- Dodała, Medium spoglądając to na Lee, to na Andrew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz